Autor: Przemysław "Przemo" Lech
Do lipca 2004 roku mogłem sobie pozwolić na niemal
ciągłe wędkowanie. Kończyłem edukację, więc spędzałem nad wodą mnóstwo czasu. O
każdej porze roku szukałem gdzieś, jakichś przeżyć wędkarskich. Teraz, gdy
dogoniło mnie dorosłe życie, nad wodę jestem dużo rzadziej, ale z tych
kilkunastu lat wędkowania pozostało mi dużo wspomnień oraz przeróżnych
wniosków. I informacjami tymi chciałem podzielić się z innymi wędkarzami.
Jeżeli pogoda dopisze i w styczniu, lutym będzie niekoniecznie
+20ºC, ale chociaż +5ºC ÷ +10ºC to
namawiam na zimowe (a może już wiosenne) szukanie jazi i kleni. A już na pewno
opłaci się spędzić czas nad wodą w marcu i kwietniu. O ile z kleniami większość
z nas nie ma problemu, szczególnie w cieplejszych miesiącach, to jazie udaje mi
się skutecznie łowić tylko wiosną. Od razu chciałem zaznaczyć, że nie odkryłem nic nowego, a
tekst ten ma na celu zebranie pewnych informacji w całość oraz przedstawienie
moich obserwacji, z którymi oczywiście nie każdy musi się zgadzać. Dodam, że
moje doświadczenie zdobywam nad Odrą, ale może nad innymi rzekami też coś się
sprawdzi…
Sposób jest stosunkowo prosty i chyba dość znany. A jednak,
gdy w marcu uda mi się wyholować w krótkim czasie 2 jazie to wędkarze, mimo że
mało ich o tej porze roku, łowiący obok np. na zestaw skrócony i sypiący kule
zanętowe, są niezwykle zdziwieni moimi wynikami. Sprawdzają się dwa bardzo
proste zestawy. Pierwszy to ok. 4-metrowy teleskop, na kołowrotku żyłka
0,16–0,18mm, przypon 0,12-0,14. Grubszy, gdy trafimy na klenie. Łowię jak
większość wędkarzy nad Odrą, czyli na przystawkę. Grunt o 1/3, większy od
głębokości łowiska, spławik od 5 do 10 g, zależnie od głębokości i uciągu. Hak
- ja używam ósemek lub szóstek o okrągłym łuku i krótkim trzonku. Wielkość i
typ haczyka uzależniony jest od przynęty, a w moim przypadku jest to gotowany
groch. I tu bardzo ważna sprawa: grot haka musi wystawać z ziarna!
Drugi zestaw jest jeszcze prostszy. Jest nim picker. Żyłka
i hak jak wyżej, obciążenie to 10-20 gramowa oliwka z krętlikiem.
Wychodzę z założenia, iż mimo że kleń i jaź są rybami
nurtu, to teraz, w zimnej porze roku, szukać ich należy w spowolnieniach za i
przed ostrogami – jednak bezwzględnie w wodzie płynącej. Napływ lepiej sprawdza
się gdy woda nieco się ogrzeje, czasem jest to kwiecień, a czasem marzec. W
styczniu i lutym polecałbym raczej obszary wody o lekkim uciągu obok warkocza.
Nie należy też wykluczać miejsc nieco bardziej oddalonych od głównego nurtu ale
z jakiegoś powodu atrakcyjnych. A więc uskok dna, zatopione drzewo lub
zawirowania na powierzchni wody mogą nam zdradzić ciekawe miejsce, które
niekoniecznie musi znajdować się blisko szczytu główki.
Zanim zarzucę zestaw, wrzucam do wody 2-3 garstki grochu.
Dobrze jest mieć zlokalizowanych kilka miejsc. Najpierw przejść po nich i
zanęcić, a następnie próbować szukać w nich ryb. Jeżeli przez godzinę nie ma
brań – idziemy dalej. Gdy podczas lutowej wyprawy doczekamy się 4-5 brań, to i
tak jest to dobry wynik biorąc pod uwagę ciągle jeszcze lodowatą wodę. Za to w
kwietniu możemy liczyć na to, że w nęcone od kilkunastu dni łowisko wejdą jazie
i klenie, które w ciągu godziny zapełnią nam siatkę.
I tu wspomnę pewną wyprawę. Otóż namówiłem kiedyś na
początku kwietnia, na wędkowanie nad Odrą, moja niewiastę. Pierwszą godzinę
przesiedziała w aucie – narzekała na zimno, ale przecież nie obiecywałem
upałów. Gdy około dziewiątej słońce przebiło się przez chmury i nieco ogrzało
mroźne powietrze, moja współtowarzyszka zasiadła obok mnie. Oczywiście odebrała
mi ulubionego pickera i z miejsca, w którym w poprzednich dniach czasem łowiłem
jedną, góra dwie rybki, ona, kobieta wyholowała 5 około kilowych jazi. Na
szczęście mój połów tego dnia też był nie mniejszy.
Jeżeli uda się nam być nad wodą dwa, trzy razy w tygodniu,
to możemy mówić o regularnym nęceniu, a to z kolei, podobnie jak np. latem,
znacznie zwiększa nasze szanse na dobre wyniki i na miłe niespodzianki. Kiedyś
w nęconym od kilkunastu dni łowisku łowiłem półkilogramowe i nieco większe
jazie. Łowisko wybrałem „w pół ostrogi” ze względu na ciekawy układ dna oraz
duży krzak na brzegu, który częściowo sięgał wody. Z powodu silnego wiatru
łowiłem na drgającą szczytówkę. Po dziwnym braniu wyholowałem półtora kilogramowego
leszcza. Drugi „spadł” mi z haka przy zacięciu i tyle je widziałem. Podczas
sprawiania okazało się, że żywił się moim grochem od dość dawna. I tak oprócz
jazi i kleni możemy liczyć na leszcze, krąpie, płocie, a raz nawet wyholowałem
około trzy kilogramowego karpia. Było to 1998 roku, w rok po pamiętnej powodzi,
która zarybiła Odrę dużą ilością wigilijnej ryby. Gdy w późniejszych latach
trafił mi się karp w nęconym grochem łowisku to pozostało mi obserwować jak
szybko ubywa żyłki z kołowrotka. W rzece i przy zestawach jakich używam już
kilku kilowy karp jest nie do zatrzymania. Może warto ustawić się celowo pod
odrzańskie karpie? Ale to już inna historia…
Brania jazia są wyraźne i stosunkowo łatwe do zacięcia. Hol
też nie należy do trudnych, gdyż zacięty jaź najczęściej nie walczy zbyt ostro,
tylko „fikołkuje” na powierzchni wody. Ale podbierak polecam. Gdy wejdą w
łowisko klenie musimy się liczyć z mniejszą skutecznością zacięć. Kleń jest
dużo szybszy od jazia i nawet w zimnej wodzie potrafi pochwycić i wypluć
przynętę błyskawicznie. Jednak brania tak agresywne jak latem trafiają się dużo
rzadziej. Często jest to minimalne przytopienie spławika lub delikatne, ale
szybkie, targnięcia szczytówki. Po takim braniu, które budzi nasze wątpliwości
obejrzyjmy dokładnie ziarno groch na haku, o ile jeszcze tam jest. Jeśli
odnajdziemy ślady zębów to możemy być pewni, że to kleń. Zarzucamy powtórnie i
tniemy najmniejsze drgnięcie. Teraz czeka nas hol, dużo ciekawszy niż jazia. I
rybka nasza.
Z wczesnowiosennych łowisk wygania mnie najczęściej
gwałtowny przybór wody spowodowany roztopami. Jednak, gdy poziom się
ustabilizuje i płynąca woda przestaje przypominać kawę z mlekiem, wracam nad
wodę. Gdy tylko mam możliwość dotrzeć do nasady główki (czasem w woderach muszę
pokonać łąkowe rozlewiska) to próbuję dalej swoich sił. Zestawy i przynęty
takie same jak poprzednio, tylko stanowiska nieco inne. Ryb szukam bliżej
brzegów, często są to miejsca, w których przy normalnym stanie wody jej poziom
sięga kolan lub nie ma jej wcale. Jedna zasada pozostaje niezmieniona – woda w
łowisku musi płynąć. Nasze wyniki powinny być lepsze niż jeszcze przed
czterema, pięcioma tygodniami. Woda wszak cieplejsza, a co za tym idzie apetyt
ryb większy.
Gdy Odra „wróci” już do koryta ponownie przenoszę się na
szczyt ostrogi i ryb szukam przede wszystkim na napływach. Jazie niedługo
gdzieś znikną, a znajdę je dopiero za rok, wiosną oczywiście. Za to klenie
meldują się w łowisku już kilka minut po zanęceniu, aby przećwiczyć nasz
refleks.
Oto garść wskazówek, które mam nadzieję, pomogą komuś
złowić rybkę w tym chyba najmniej przychylnym dla wędkarzy okresie. Zapraszam
nad wodę, tylko nie zapomnijcie o czapkach i szalikach, bo to przecież ciągle
zima. A, i jeszcze jedno. Nawet gdy nic nie złowicie to pocieszcie się myślą,
że być może Wasza obecność nad wodą, uratowała kilka rybek przed kotwicami lub
sieciami kłusoli, którzy właśnie teraz, zimą, zbierają największe żniwa.
STRONA
GŁÓWNA => ARTYKUŁY
|